
Dieta – krótko i na temat
Nie jestem typem człowieka, który lubi się obnosić ze swoim zdrowym typem życia. Nie wrzucam swoich statystyk z Endomondo na Facebooka, nie podejmuję zbytnio tego rodzaju tematów w publicznych dyskusjach. Uważam, że to dość prywatna sprawa czy ktoś woli dobrze zjeść, czy woli zdrowy tryb życia. Nic mi do tego. Tym nie mniej dieta to jedna z największych zmian jaka zaszła w moim życiu i bardzo się z niej cieszę. Dlatego krótko, w punktach, postaram się przekazać to co najważniejsze dla mnie i co być może pomoże również innym podjąć odpowiednią decyzje.
Skąd w ogóle dieta?
- Coraz częściej przeszkadzały mi limity wagowe: hamak do 100 kg, hulajnoga do 100 kg, rower składany do 100 kg. Czułem się tym ograniczony.
- Moje rowery coraz częściej dostawały w kość: a to skrzywiona oś, a to pęknięta szprycha. Kiedyś nie miałem takich problemów.
- Wejście po schodach na 3 lub 4 piętro zaczęło oznaczać dla mnie nieprzyjemny wysiłek, szybki oddech.
- Zrozumiałem, że nie jestem w stanie ani chodzić po górach tak jak wcześniej, ani dotrzymać kroku kolegom rowerzystom. Sama praca nad kondycją już nie wystarczała. Podczas chodzenia obcierałem sobie uda.
Podsumowując, uznałem, że korzyści płynące z beztroskiego jedzenia nie rekompensują już wad bycia otyłym. Ograniczenie niektórych aktywności, w tym wiele moich ulubionych, z powodu wagi okazało się po prostu nie do zaakceptowania. Stąd podjąłem decyzje o konieczności szybkiej i zdecydowanej zmiany. Wolę piękne widoki na szczycie góry, niż kolejną pizzę. Chociaż najchętniej chciałbym obie te rzeczy, to mój organizm na to nie pozwala i koniec. Albo, albo.
Co spowodowało u mnie przyrost wagi?
- Siedzący tryb pracy (przed komputerem) i do tego z domu – brak konieczności ruchu.
- Dodatkowe obowiązki domowe związane z pojawieniem się syna – mniej czasu na mój ulubiony rower.
- Brak jakichkolwiek nawyków żywieniowych – jadłem co miałem ochotę, ile miałem ochotę, kiedy miałem ochotę.
- Założenie, że czas poświęcony na przygotowanie jedzenia to czas stracony, stąd częsta pizza, burgery etc.
- Moje uwarunkowania zdrowotne: są ludzie którzy mogą jeść wszystko w dowolnej ilości i nie utyć, ale ja do nich nie należę i mam ku temu konkretne uwarunkowania medyczne. Chciałbym aby było inaczej, ale zaprzeczanie czy ignorowanie tego faktu niczego nie zmienia. Muszę to zaakceptować jak inne swoje cechy i się do tego dostosować.
Moje doświadczenia związane z dietą
- Siedząc w domu i nie wykonując żadnych ćwiczeń chudnę 3 kg na 2 tygodnie, 6 kg na miesiąc. To więcej niż w czasach mojej największej aktywności fizycznej na rowerze – kilku tysięcy kilometrów pokonanych w jednym sezonie.
- Po 2 – 3 tygodniach autentycznie straciłem ochotę na słodycze, które były moim największym uzależnieniem od kiedy sięgam pamięcią. W moim przypadku porównałbym czekoladę do uzależnienia od papierosów. Kiedyś myślałem, że zawsze będę chciał jeść słodycze i ich brak będzie zawsze stratą. Tym czasem teraz częściej myślę o kanapce czy obiedzie, a słodycze w ogóle nie przyciągają mojej uwagi. Dla mnie to jak magia – taka zmiana po 20 paru latach.
- Przygotowywanie samodzielne posiłków może być o wiele prostsze i bardziej satysfakcjonujące niż się wydaje. Zakładanie, że to strata czasu jest błędem.
- Nie czekam na koniec diety, staram się ją traktować jako stan docelowy, bo efekty jakie przynosi dają mi więcej satysfakcji, która utrzymuje się znacznie dłużej, niż zjedzenie burgera czy innego przysmaku. Ale ten moment przychodzi dopiero później, nigdy na początku diety.
- Potrzebna jest determinacja i zdecydowanie. Do takiej decyzji trzeba po prostu dojrzeć samemu. Komentarze innych ludzi na temat tego jak się wygląda niewiele zmieniają.
Moje rady i wnioski związane z dietą
- Google nie jest ani lekarzem, ani dietetykiem. Można leczyć się szukając czegoś w sieci, albo pójść do specjalisty. Zdecydowanie doradzam skorzystanie z pomocy dietetyka.
- Nie ma diety cud, typu nie jedz po 18, nie jedz chleba, etc. – patrz punkt wyżej. Są oczywiście ogólne zasady, ale dieta to po pierwsze suma przyjmowanych kalorii, a po drugie suma przyjmowanych i niezbędnych składników odżywczych.
- Regularna kontrola u dietetyka powoduje u mnie przekonanie, że to co robię ma sens. Daje mi to nieporównanie większą motywację do utrzymania diety i stosowania się do zaleceń, niż rygor narzucony samodzielnie. To istotne zwłaszcza w pierwszym miesiącu diety. Jeśli masz problem z motywacją, polecam spróbować tego dla odmiany. U mnie podziałało, chociaż poprzednie próby odchudzania spełzły na niczym.
- Mniejsza ilość przyjmowanych kalorii znacznie bardziej ułatwia chudnięcie, niż wysiłek fizyczny. Dużą ilość kalorii jest po prostu trudno spalić. To pokrywa się zarówno z moim doświadczeniem (setki godzin na rowerze i minimalne efekty, dieta siedząc zimą w domu i świetne efekty), jak i z wskazaniem komputera w sprzęcie do ćwiczeń. Na wioślarzu jestem w stanie spalić jednorazowo nie więcej niż 100 kalorii (pracuje nad formą). Jeden baton może mieć 300 kalorii. Jego spalenie będzie trudne. Zjedzenie trzech batonów w zasadzie wyklucza możliwość ich spalenia w ciągu jednego dnia przez nie sportowca. Trzeba sobie uświadomić jak łatwo jest przyjmować kalorię, a jak wiele wysiłku trzeba włożyć w ich spalenie.
- Mając na uwadze punkt powyżej, lepiej jest zacząć od diety, a dopiero później włączać wysiłek fizyczny, jako ogólną poprawę formy. Odwrócenie kolejności nie tylko da znacznie gorsze efekty, ale może zaszkodzić na zdrowiu – osoby otyłe nie powinny np. biegać.
- Dietetyk poinformował mnie, że chudnięcie rozpoczyna się dopiero po ok. 20 minutach treningu.
- Dieta nie jest straszna, nie jest tak, że pewnych rzeczy się w ogóle nie je. Trudne jest zmienienie przyzwyczajeń, pierwsze tygodnie. Potem wysiłek jest znacznie mniejszy.
- Z czasem wyostrza się smak – łatwiej jest wyczuć smak przypraw, więcej rzeczy smakuje.
- Nierozsądne jest traktowanie diety jako sytuacji całkowicie przejściowej. Wytrzymam X czasu, schudnę X kilo i potem wszystko wróci do normalności. Jeśli Twój organizm, tak jak mój, ma tendencję do przybierania na masie, to przyjęcie zbyt dużej ilości kalorii zawsze przyniesie ten sam efekt – tycie. Albo zrozumiesz i zaakceptujesz ten fakt i dostosujesz do niego swoje nawyki żywieniowe, albo nie. Ja najbardziej zadowolony jestem z faktu, że udało mi się zmienić moje nawyki żywieniowe i nie tęsknię zbytnio za starymi.
- Jak dotąd przejście na dietę uznaje za jedną z najlepszych moich decyzji. Satysfakcja, mniejsza waga, lepsze samopoczucie – lista korzyści jest długa. Czuje się szczęśliwszy i mam wiele planów na nadchodzącą wiosnę i lato.
Osobiście korzystam z pomocy dietetyka, Pani Anety Strelau.
Zdjęcie umieszczone w tekście pochodzi z Wikipedii.