
Ograniczenia techniczne, które stały się kultowe i nikt na nie nie narzeka(ł)
Człowiek ma to do siebie, że nie posługuje się zimną, bezwzględną logiką. Czasem ewidentne ograniczenia jest w stanie przyjąć jako zalety, zracjonalizować je. Taki technologiczny syndrom sztokholmski. Czasem takie ograniczeni zostają na stałe, nawet jeżeli można by je usunąć, bo zostały na dobre oswojone. Czasem zostają całkowicie wyeliminowane, co stawia w głupiej sytuacji wszelkich głosicieli tego, że powinniśmy te ograniczenia cenić i hołubić.
Klawiatury rodem z 19 wieku
Dość znanym, ale wciąż robiącym wrażenie przykładem jest klawiatura komputerowa. Mogłoby się wydawać, że powstała ona na drodze prób i błędów oraz badań dążących do jak największej optymalizacji korzystania z niej, a więc szybkiego i bezbłędnego pisania. W pewnym sensie tak, tyle, że układ pochodzi jeszcze z okresu maszyn do pisania. Został zaprojektowany tak, żeby ramiona wybijające przez taśmę z tuszem litery na papierze, nie zahaczały o siebie nawzajem i nie blokowały się. W pewnym sensie jest to przeciwieństwo szybkiego pisania, bo ramiona miały ograniczone możliwości pod tym względem – w końcu musiały uderzyć w wałek i wrócić, zanim kolejna litera „nadleci”. Ograniczeń tego typu nie mamy od przynajmniej 30 lat, a klawiatury mają niemal dokładnie ten sam układ. Siła bezwładności przyzwyczajenia do jej układu jest tak wielka, że chyba nigdy się nie zmieni, mimo, że są bardzo ciekawe projekty klawiatur, które wielokrotnie przyspieszają prędkość pisania.
Dla kontrastu, jeżeli ktoś zastanawia się jak wygląda projektowanie klawiatury po zniesieniu wcześniejszych ograniczeń, może obejrzeć krótki film pokazujący oryginalny raport z laboratoriów Bella, które opracowały klawiaturę telefonu w formie jaką znamy do dzisiaj, czyli z numerami 1, 2 ,3 w pierwszym rzędzie. Po przejściu z tarcz obrotowych w starych telefonach, inżynierowie Bella zastanawiali się jak klawiatura powinna teraz wyglądać. Zrobili mnóstwo prototypów, nie wyłączając takich naśladujących układem tarcze obrotową, przez wiele innych układów, na klawiaturze kalkulatora (1,2, 3 na dole), który wówczas był mało popularny, kończąc. Decyzje podjęto po testach na użytkownikach, statystykach czasu potrzebnego na wybranie numeru i ilości błędów przy wprowadzaniu numerów. Za tamtych czasów nie było for internetowych, więc pewnie speców, twierdzących, że kłowe wybieranie jest najlepsze też udało się uniknąć…
Fotografia jest kopalnią przykładów
Osobiście znam przynajmniej kilka przykładów z fotografii. Gdy powstały pierwsze aparaty cyfrowe, lustrzanki cyfrowe przejęły wiele ograniczeń od swoich analogowych, starszych braci, bo największa różnica obejmowała zastąpienie filmu matrycą światłoczułą i dodanie ekranu z tyłu obudowy. Przede wszystkim lustrzanki nie miały trybu live view, który pozwala na kadrowanie na ekranie, zamiast w wizjerze. Siłą rzeczy lustrzanki nie kręciły filmów, co potrafiły amatorskie kompakty, nie posiadające lustra. Na forach fotograficznych, fotograficzna elita dystansowała się od fotograficznej hołoty, śmiejąc się, że jak ktoś chce kręcić filmy, powinien kupić kamerę, a nie aparat, bo prawdziwe aparaty nie kręcą filmów. Fotograficzna elita śmiała się również z kadrowania na ekranie, nazywając trzymanie aparatu na wyciągniętych przed siebie rękach „fotografowanie na zmobie”. To były rzeczy, które nie mogły dotyczyć fotograficznej elity.
Jakoś nikomu nie przyszło do głowy, że umożliwienie filowania lustrzanką da użytkownikom dostęp do czegoś, czego nigdy wcześniej nie mieli – filmów kręconych wymiennymi obiektywami, dającymi świetną jakość i małą głębię ostrości. Wcześniej ferowały to tylko kamery profesjonalne za kilkadziesiąt tysięcy złotych i droższe. Tym czasem teraz taką funkcję dostajemy gratis, przy okazji fotografowania. Nowa cecha jest na tyle istotna, że wiele osób zaczęło kupować lustrzanki tylko po to, żeby filmować np. Devin Graham znany z filmów umieszczanych na YouTube. Możliwe stało się również kadrowanie na ekranie, jak w kompaktach. Nawet ISO, które wcześniej było ustawiane zawsze przez użytkownika na stałe, zyskało funkcję auto, działającą (rany Julek!) w trybie całkowicie manualnym, w najbardziej profesjonalnych aparatach za 20 tysięcy złotych. A wcześniej wydawać by się mogło, że brak kręcenia filmów i podglądu na ekranie to jest właśnie to, co czyni aparat profesjonalnym. Ciekawe gdzie dzisiaj są twórcy tych teorii. Chęć bycia elitą i oddzielenia się od reszty była silniejsza niż rozsądek.
Rowery i rowerzyści też nie są bez skazy
Wydaje się, że efekt jest najsilniejszy w mniejszych, określonych grupach entuzjastów, zajmujących się wspólnym hobby. Znam również przykłady rowerowe, chociaż sądzę, że są one mniej przemawiające do wyobraźni. W każdym razie były różne opinie np. o tym, że tzw. fulle, czyli rowery z pełną amortyzacja nadają się tylko do zjazdu, że powietrzne amortyzatory nadają się tylko do XC i w zjeździe nigdy nie znajda zastosowania, że amortyzatory jednopółkowe mogą mieć tylko nieduży skok w okolicach 100 – 120 mm, że szosowcy i rowery szosowe nadają się tylko do zasuwania po asfalcie. Nie wdając się w szczegóły, wszystkie te założenia okazały się błędne, podobnie jak brak możliwości filmowania w lustrzankach. Technologie z różnych grup rowerów, o różnych zastosowaniach, wymieszały się. W DH zaczęli wygrywać ludzie na lżejszych rowerach o niekoniecznie monstrualnym skoku, w XC zaczęli jeździć na fullach, amortyzatory jednopółkowe maja dziś więcej skoku, niż dawne dwupółkowe, a na szosie można jeździć tak:
Zapewne osoby udzielające się w innych społecznościach zgromadzonych wokół innych zajęć i korzystających z innego oprzyrządowania, znają własne przykłady tego typu. Chętnie poczytam o nich w komentarzach.
A wystarczy nie przyjmować wszystkiego za oczywiste
Wniosek jest dość prosty i dobrze znany. Nie warto brać obecnego porządku rzeczy za coś oczywistego i nie ulegającego zmianie. Warto za to patrzeć z szerszej perspektywy i nie poddawać się presji grupy, która rzekomo wie najlepiej. Oczywiście nie wszystko da się łatwo zmienić. Mimo dziwnego układu klawiatury czy pewnych ograniczeń myszki, na razie nie udało się wymyślić nic znacznie szybszego, precyzyjniejszego czy równie uniwersalnego. Nie można też przesadzić w drugą stronę i kwestionować absolutnie wszystko, zwłaszcza, jeżeli nie mamy ku temu podstaw. Po prostu trzeba myśleć samodzielnie, co nie zawsze jest proste. Z natury jesteśmy mniejszymi bądź większymi konformistami i w pewnym sensie musimy świadomie bronić się przed taką „mądrością” otoczenia.
Zdjęcie z nagłówka pochodzi z serwisu Digital Trends. Zdjęcie drugiej klawiatury pochodzi ze strony Brauner Mattson.