Mógłbym być żegalrzem samotnikiem

Mam to szczęście, że życie ułożyło mi się po mojej myśli oraz tak, że jestem z niego zadowolony – to nie koniecznie oznacza to samo. Gdybym miał zaczynać od zera, nawet z wiedzą którą mam obecnie, nie zmieniłbym żadnej z kluczowych decyzji. Ale gdybym miał ułożyć sobie życie całkiem inaczej, nie mając rodziny, zostałbym żeglarzem samotnikiem.

Niezależnie od mojego zamiłowania do technologii, uważam, że w dzikiej naturze jest coś pięknego. Kiedy idziesz przed siebie i tylko od Ciebie zależy dokąd dotrzesz, co zjesz, gdzie się zatrzymasz, świat wydaje się bardziej niebezpieczny i prostszy za razem. Z jednej strony wybacza mniej błędów, ale z drugiej jest tylko kilka rzeczy, na których należy się skupiać. Można poczuć to letnią, kilkudniową wędrówką przez względnie dzikie tereny. Jeszcze szybciej i dobitniej można to poczuć zimą w górach. A najmocniej na morzu czy ocenie.

_2

Powierzchnia naszej planety w 71% jest pokryta wodą. Oznacza to, że największe przestrzenie, które można pokonać nie spotykając żywej duszy, to właśnie oceany. Woda to również nieokiełznany żywioł, który nie poddaje się ludziom na większą skalę niż uregulowanie rzeki czy postawienie tamy, nie mówiąc o nierównej walce jednego człowieka przeciwko całemu oceanowi. W tej ogromnej, nieokiełznanej sile jest coś co mnie przyciąga. Mimo naszej technologii, człowiek na oceanie jest zawsze gościem i to natura decyduje jak go u siebie przyjmie.

Z drugiej strony nie trzeba nie wiadomo czego, aby się po tej wodzie poruszać. Robert Neal Manry przepłynął Ocean Atlantycki na łodzi o długości zaledwie 4,1 metra długości. To mniej niż ma większość łódek pływających po Mazurach. Neal kupił żaglówkę za 160 dolarów, wówczas nie miała nawet kabiny. Atlantyk został przepłynięty przez Michaela Perhama w wieku lat 14 w samotnej wyprawie. Michael jest również najmłodszym żeglarzem, który opłynął świat, uczynił to w wieku lat zaledwie 17. Boje się sam siebie pytać co robiłem gdy miałem tyle lat co on.

Jednym słowem, oceany są ogromne i nieokiełznane, potrafią zatopić tankowce czy ogromne statki pasażerskie, ale mogą również przepuścić 4 metrową łódkę, albo 14 letniego chłopca. Twój świat z jednej strony kończy się na burtach żaglówki, która jest Twoim domem, a jednocześnie wydaje się być bez końca, gdy horyzont dookoła nie jest naznaczony żadnym punktem charakterystycznym poza wodą. Woda może być gładka jak stół, albo spiętrzyć się w wodne góry i doliny. Ty znajdujesz się pośrodku niczego i możesz liczyć tylko na siebie.

132_3239

Paradoksalnie tego typu sytuacje bardzo mnie uspakajają, czynią skupionym. Im woda bardziej niespokojna, tym większy spokój czuję wewnątrz. Wdycham wilgotne powietrze i czuję, że żyję, nawet jeżeli moje życie jest na łasce oceanu. A właściwie szczególnie z tego właśnie powodu.

Kolejnym poziomem wtajemniczenia jest zbudowanie od podstaw własnej łódki, która będzie jedynym schronieniem, której parametry, wygoda, wytrzymałość będą wynikiem doświadczenia i wiedzy samego żeglarza. Wówczas naprawdę można powiedzieć, że cały Twój los jest w Twoich rękach, na tyle na ile jest to możliwe, a reszta zależy od przyrody.

Zacząłem właśnie czytać książkę „Rozbitek. Siedemdziesiąt sześć dni samotnie na morzu” Stevena Callahana i ponownie uświadamiam sobie, jak bardzo ciągnie mnie do takiej przygody, konfrontacji z naturą, poleganiu na sobie samym. Książkę odbieram niemalże wszystkimi zmysłami.

W tej chwili jest już dla mnie za późno, abym został doświadczonym żeglarzem. Samo rozwinięcie moich uprawnień do stopnia umożliwiającego żeglowanie po otwartych oceanach musiałby być okupione ogromnym wysiłkiem i raczej nie miałbym szans wykorzystać ich w praktyce. Na zbudowanie własnej żaglówki nie mam już szans. Zostaje mi żegluga śródlądowa i czytanie książek o morskich podróżach. Natomiast czuję, że pływanie od portu do portu, tylko po to, żeby zebrać trochę grosza i ruszyć w dalszą drogę jest moją drugą naturą. Nie żałowałbym ani dostępu do cywilizacji, ani spokojnego jutra, ani niczego, co daje normalne, spokojne życie.

Najwyraźniej takich osób jak ja, a nawet bardziej szalonych, jest więcej, a do tego mają dość umiejętności i odwagi, by swoje plany zrealizować. Wciąż organizowane są regaty dookoła świata metodą tradycyjną, bez GPS, radia, bez nowoczesnych urządzeń sterujących. Jedynie ze świńskim pęcherzem służącym do uzdatniania słonej wody do picia i łódką wykonaną bez laminatów. Obecny rekord opłynięcia kuli ziemskiej wynosi 122 dni, podczas gdy tradycyjne regaty trwają około półtora roku czyli cztery i pół raza dłużej. Goście którzy samotnie płyną bez nawigacji i radia mogą być nazywani głupcami. Mnie fascynują. Niewątpliwie mają cojones i ogromne zaufanie dla swoich umiejętności.