
To nie smartfony zmieniają nasz styl życia, to nasze słabości zmieniają sposób w jaki korzystamy ze smartfonów
„A przed wojną to było lepiej, a dziś to Panie…”; „Ach ta dzisiejsza młodzież!”; „Kiedyś nie było smartfonów, ani gier i było lepiej”. Co mają wspólnego te wszystkie stwierdzenia? To takie frazesy powtarzane bezmyślnie, bez choćby odrobiny refleksji, bez zastanowienia. Męczy mnie narzekanie na obecną „generację”, która ponoć bez internetu i selfie’sa nie potrafi się obejść. Nie, otóż kiedyś NIE było lepiej.
To nie elektronika i internet zmieniają nasz styl życia, to nie smartfony, tablety lecz nasze ludzkie słabości zmieniają sposób w jaki korzystamy z elektroniki. Kto ma w końcu moc sprawczą w tym układzie, użytkownicy, czy urządzenia? A skoro to zasługa użytkowników, to skrajnie naiwne jest zakładać, że wyewoluowaliśmy w ciągu ostatnich 24 lat pod wpływem kilku czynników, takich jak internet – takie procesy trwają setki tysięcy lat. Jesteśmy dokładnie tacy sami jak wcześniej, tylko mamy nowe możliwości.
Wcześniej była prokrastynacja zaspokajana bezmyślnym przełączaniem kanałów w telewizorze i oglądanie głupich serialów na Polsacie. Nadal jeszcze jest w pewnych miejscach, gdzie czas się zatrzymał, a telewizor to szczyt luksusu. W końcu telewizja nie umarła – wystarczy rzucić okiem w program telewizyjny i zdać sobie sprawę, że ktoś to wszystko ogląda. To, że dla części ludzi przełączanie kanałów zostało zastąpione siedzeniem w internecie, czy to przed komputerem, czy w smartfonie, nie znaczy jeszcze, że coś się tak naprawdę zmieniło. Mechanizm jest ten sam, tylko środki aby wypełniać swój czas są inne. To, że możemy zamiast patrzeć w telewizor, spędzać czas ze smartfonem w ręku, również poza kanapą w salonie, poza domem, nie zmienia istoty problemu, ani ni czyni smartfon głównym winowajcą.
Że niby dzisiaj nie rozmawiamy z drugim człowiekiem, bo wolimy patrzeć w ekran telefonu? OK, a kiedy było tak, że zaczynaliśmy spontanicznie zagadywać ludzi w tramwaju, na ulicy czy w windzie? Może niecałe 10 lat temu zanim pojawiły się smartfony, czy raczej 24 lata temu, zanim mieliśmy internet w Polsce? Odpowiedź brzmi: nigdy tak nie było. Wcześniej patrzyliśmy w gazety, ignorując całe otoczenie równie mocno, jak robimy to dzisiaj. Znów, mechanizm ten sam, tylko środki jego realizowania inne. Nie kupuję również argumentów, że ludzie później mogli łatwo nawiązać dialog o tym, co przeczytali w gazecie, bo każdy przeczytał ten sam materiał, zamiast spersonalizowanego źródła informacji. Kluczowe wydarzenia dyskutowane na Faceboku są zwykle takie same dla znacznej większości użytkowników w danej lokalizacji, poza tym bez problemu sięgam pamięcią do czasów przedinternetowych i naprawdę, nowe znajomości z tramwaju nie były częstsze niż obecnie.
Kiedyś dzieci więcej czasu spędzały na podwórku? Jasne, ale często te dzieciaki, które cały dzień biegały z kluczem u szyi robiły tak nie dlatego, że był to ich sposób na życie, lecz nie miały wyboru, bowiem rodziców po prostu nie było od rana do nocy, to i co mieli robić? Siedzieć samemu w domu i patrzeć się w ścianę? Jeśli dziecko dziś chce spędzić cały dzień na dworze, to przecież nikt go nie powstrzyma. A jeśli tego nie robi, to zapewne nie chodziło o spędzanie całych dni na dworze jako hobby czy przyjemność, a po prostu o zabicie czasu, kiedy dzieckiem nikt się nie interesował. Zgodzę się, że zbijanie czasu na dworze mogło być korzystniejsze dla zdrowia i kontaktów społecznych, tylko, że to wychodziło przypadkiem, jako efekt uboczny, a nie jako cel sam w sobie. Żadne dziecko nie mówiło „wyjdę na dwór, to nabiorę tężyzny fizycznej i poznam nowych kolegów”, tak jak teraz żadne dziecko nie mówi „zmarnuję trochę czasu na Facebooku, gdy moje prawdziwe relacje z rówieśnikami umierają na moich oczach”.
Idąc dalej ogłaszanie, że ktoś rozpoczyna życie bez technologii i internetu, bowiem wtedy jego egzystencja nabierze prawdziwej głębi, znaczenia i wartości, bo nie będzie musiał co chwile zerkać na powiadomienia, uwolni się od FOMO (Fear of missing out) i będzie żył szczęśliwy budzi tylko mój uśmiech politowania. Mówię np. o „I’m leaving the internet for a year„. Odbieram to tak, jakby alkoholik mówił o tym, że alkohol jest zły i chwalił się tym, że się od niego uwolnił, jednocześnie implikując, że każdy kto pije alkohol popełnia błąd. OK, dobrze jest być świadomym swoich słabości i dobrze jest podjąć z nimi walkę, ale to jeszcze nie uprawnia do tego, żeby wciągać wnioski na temat innych ludzi i tego jak korzystają z tego samego z czym Ty sobie nie radzisz.
To jeszcze nie oznacza, że można być dumnym, że odkryłeś prawdziwy sens życia. Jeśli spędzasz 30 minut w toalecie na robieniu selfie, ślinisz się jak pies Pawłowa na każdy dzwonek powiadomienia i nie możesz spędzić czasu ze znajomymi w restauracji, bez ciągłego zerkania na telefon, nie znaczy jeszcze, że wszyscy mają taki problem, ani, że winna jest technologia. Każdy odpowiada za siebie, a rodzice odpowiadają za dzieci i odpowiednie dawkowanie im różnych bodźców. Jeśli tego nie robią, nie zwalajmy winy na martwe przedmioty, tylko weźmy za swoje poczynania pełną odpowiedzialność. Nie udawajmy, że kiedyś było inaczej, bo nie było, nie u podstaw problemu. Ludzie byli tak samo słabi wczoraj, jak są dzisiaj i będą jutro. Tak samo chcą akceptacji, która dziś czasami występuje w formie lajków, tak samo chcą popularności, uznania, tak samo mieli problem z zarządzaniem swoim czasem. Technologia to tylko wymówka. Owszem technologia mobilna, dostępna wszędzie może te przywary uwidaczniać jak w szkle powiększającym, bo zdejmuje ograniczenia, ale sama niczego nie sprawia, tak jak kartki na alkohol nie chronią przed alkoholizmem ani nie uczą picia z klasą i umiarem.
Dlatego mierzi mnie, gdy widzę, że obecna generacja, to dzieci zombie ze smartfonami, to ludzie których omija życie, bo patrzą w smartfony, szukają WiFi i są gotowi zrobić wszystko dla lajków w internecie. To jak zwalanie winy za bezmyślnego czy pijanego kierowcę, na samochód, mówiąc, że kiedyś były bryczki, konie i ludzie nie ginęli w wypadkach samochodowych spowodowanych przez pijanych kierowców. Może i nie ginęli, ale wciąż ludzie, a nie samochody, ponoszą odpowiedzialność i wciąż nie jest to powód, żeby twierdzić, że powinniśmy wrócić do pieszych pielgrzymek. Jeśli jesteś słabym, nieodpowiedzialnym kierowcą, miej odwagę przyznać, że problem leży w Tobie, a nie w samochodach jako takich. Nie mów, że internet, smartfony, czy gry to zło. Powiedz, że masz problemy z organizacją czasu, priorytetami w życiu i równowagą. Bo nie ma dwóch światów wirtualnego i realnego. Jest tylko jeden, ten który Cię otacza.
Czerwone grafiki pokazuję jako negatywny przykład uogólniania i sugerowania, że to technologia kontroluje nas, a nie my kontrolujemy technologię.