
Na prywatnego bloga zdecydowałem się po dwóch latach pisania w sieci
Dominującym trendem jest prowadzenie prywatnych blogów i stron, a dopiero później próbowanie swoich sił w redakcji bardziej popularnych serwisów. Cóż, u mnie było dokładnie odwrotnie. Pierwszy artykuł opublikowałem prawie trzy lata temu na łamach AntyWeb, a dopiero niedawno zacząłem prowadzić swojego prywatnego bloga. Wychodzi na to, że jestem dokładnym zaprzeczeniem typowej ścieżki od pisania do szuflady i własnego pamiętnika, do pisania dla czytelników. Chociaż do szuflady dalej nie piszę.
Przed AntyWeb, ani przez większość czasu mojego pisania na łamach AW nie posiadałem żadnego prywatnego miejsca w sieci. Moim jedynym przygotowaniem do dyskusji w internecie i mierzenia się z odmiennymi poglądami było zaangażowanie w kilka for tematycznych w internecie, na których dość aktywnie się udzielałem. Na jednym dorobiłem się nawet funkcji moderatora, ale po rozpoczęciu pisania własnych artykułów musiałem zrezygnować z tej funkcji z powodu braku czasu. Co zabawne, jednym z tych for był Canon Board, podobnie jak AntyWeb założony przez Grzegorza Marczaka, chociaż wówczas nie miałem o tym pojęcia, ani zapewne on nie wiedział, że byłem jednym z forumowiczów.
Tym bardziej jestem wdzięczny i nie zapominam o tym, że Grzegorz dał mi szansę, mimo tego, że nie mogłem pochwalić się żadnym portfolio gotowych tekstów. Powiedział abym przesłał trzy przykładowe teksty do jego oceny. Było to jeszcze przed ogłoszeniem naboru do redakcji. Spytałem o wytyczne dotyczące tematu, ale nie dostałem odpowiedzi. Do dziś nie wiem, czy nie odpowiedział, bo nie miał czasu i zapomniał, czy uznał, że skoro chcę pisać, to sam powinienem wiedzieć o czym. Dość, że zamiast czekać, przygotowałem trzy artykuły (artykuły to chyba za dużo powiedziane) i podesłałem na maila. Jak nietrudno się domyślić, pozytywnie przeszedłem weryfikację i dołączyłem do ekipy AntyWeb. Wkrótce potem do redakcji dołączyło grono nowych osób z którymi mam przyjemność współpracować obecnie.
Początki nie były łatwe. Pewnie każdy kto napisze swój pierwszy artykuł opublikowany w miejscu z odpowiednio dużą liczbą odsłon i będzie musiał zmierzyć się z komentarzami oraz krytyką to przyzna. Przez te prawie trzy lata bardzo dużo się nauczyłem. Wciąż się uczę, chociaż komentarze pod tekstami nie budzą już takich emocji jak na początku, przynajmniej dopóty dopóki nie popełnię jakiegoś błędu, za który będę musiał się wstydzić, a tego staram się unikać za wszelką cenę.
Obecnie mam na koncie przeszło 850 tekstów na AntyWeb, z czego średnia długość wpisu to pewnie około 7 lub 8 tysięcy znaków. W międzyczasie nawiązałem współpracę z GSMOnline. Nie piszę tego dlatego, że uważam się za osobę bardzo doświadczoną, lecz żeby zobrazować jaką drogę przeszedłem zanim poczułem potrzebę założenia własnego bloga. Jak widać trochę czasu minęło, zanim do tego dojrzałem. Dziś już wiem, że pisanie weszło mi w krew na tyle mocno, że nigdy całkiem z tego nie rezygnuję, bez względu na to co życie przyniesie i czym jeszcze będę się zajmował. Gdyby ktoś zapytał mnie o to 4 lata temu, z pewnością nie byłbym w stanie tego przewidzieć. Dodatkowo bardzo cenie sobie możliwość pracy zdalnej i ostatecznie przekonałem się o tym, że mogę zorganizować sobie czas tak, aby żadne obowiązki na tym nie ucierpiały, ale to temat na osobny wpis.
Nie piszę tego dlatego, że uważam się za ultraciekawą osobę, na temat której wszyscy w internecie chcą czytać. To raczej przykład, że życie pisze najdziwniejsze scenariusze, że nie ma jednej słusznej drogi do celu. To również sygnał, że warto próbować rożnych rzeczy, również nowych i niesprawdzonych. Mogłem siedzieć w domu i narzekać, że po studiach nie mam zajęcia, tym czasem mam szansę zobaczyć trochę świata, testować duże ilości sprzętu, który lubię poznawać jak i wreszcie ćwiczyć wciąż na nowo przelewanie swoich myśli na papier, a raczej na ekran. Jako dyslektyk, który w praktyce miał język polski jedynie przez pół podstawówki i który uczył się do matury z języka polskiego może niecałą godzinę, nie spodziewałem się tego w ogóle. Aby dojść tu gdzie jestem i gdzie zamierzam być za jakiś czas z pewnością musiałem podjąć wyzwanie walki ze swoimi słabościami, zamiast zwyczajnie zaakceptować je i zostawić aby sobie po prostu były. Powiem tyle – było warto i zawsze będzie.
Mam nadzieję, że za kolejne trzy lata i kolejny tysiąc tekstów będę wiedział i umiał o tyle więcej ile nauczyłem się dotychczas.