
Dlaczego wybrałem Sony RX10 jako swój prywatny aparat?
Od dłuższego czasu przymierzałem się do zakupu prywatnego aparatu fotograficznego. To po części motywowało mnie do kolejnych recenzji foto – poznanie kolejnych sprzętów i sprecyzowanie swoich potrzeb na bazie doświadczenia. Najchętniej zdecydowałbym się na RX1 lub RX1R, ale to jednak wydatek poza moim zasięgiem. Drugi w kolejności miała być aparat Sony a6000, ale zanim doczekałem możliwości jego zrecenzowania (a6000 trafił dziś w moje ręce) zdecydowałem się na zakup Sony RX10. Ale jak to? Od pełnej klatki w RX1 przeskoczyłem płynnie do matrycy w zasadzie z kompaktu, mniejszej od APS-C? Ano taka decyzja zapadła i w tym wpisie chciałem się z wami podzielić przemyśleniami, które mnie do tego doprowadziły.

Wizjer optyczny, wizjer elektroniczny, a może ekran z tyłu obudowy? Ewolucja w fotografii
Swoją przygodę z fotografią rozpoczynałem z analogową lustrzanką manualną swojego Dziadka – Praktica. Jedyne do czego ten aparat potrzebował baterii to światłomierz. Bateria pastylkowa wystarczała na lata fotografowania. Aparat ten nauczył mnie manualnej obsługi i korzystania z optycznego wizjera. Wówczas wszystkie wizjery były optyczne i występowały w dwóch odmianach: dalmierza i właśnie patrzenia przez obiektyw w lustrzankach. Dziś jednak korzystam głównie z ekranu, a nie wizjera. Skąd ta zmiana?

Kilka zdjęć z Sony RX1 dla porównania
Ponieważ często odwołuję się do RX1, jako do niedoścignionego wzoru małego aparatu, postanowiłem wrzucić kilka nie publikowanych jeszcze zdjęć dla porównania. Są to zdjęcia surowe, nieedytowane. Część wykonana został w trudnych warunkach np. praktycznie w nocy, z ręki. To niesamowite, że ISO 25600 wygląda w tym aparacie tak, jak wygląda (zdjęcie z kutrami na końcu – było znacznie ciemniej niż fotografia sugeruje). Zdjęcia przywołuję dlatego, że być może Sony Alpha 7R, który będę testował na dniach zdetronizuje RX1. Czas pokaże.