
Philips PicoPix PPX4835 – recenzja mobilnego projektora nowej generacji
Bardzo podoba mi się idea mobilnego projektora – małe urządzenie mieszczące się w kieszeni, dające obraz większy, niż największe i najtrudniejsze w transporcie telewizory. Możliwość łatwego obejrzenia filmu, czy przeprowadzenia prezentacji gdziekolwiek, gdzie znajdzie znajdzie się kawałek płaskiej przestrzeni, albo gdzie da się rozwiesić prześcieradło. Dotąd jednak projektor mobilny wiązał się ze zbyt dużymi kompromisami – jasnością na poziomie 100 lumenów, lub jeszcze mniejszą i rozdzielczością WVGA (854 x 480). Dla większości takie parametry są nie do przyjęcia poza bajkami dla dzieci. To się jednak całkowicie zmieniło wraz z nową generacją projektorów Philips PicoPix, które są ponad trzy razy jaśniejsze i obsługują rozdzielczość HD.
Parametry, które zmieniają wszystko
Testowałem starszego Philips PicoPix, który miał rozdzielczość WVGA (854 x 480) i jasność 100 lumenów. Bardzo podobała mi się jego mobilność, ale parametry wymagały aby oglądać obraz w niemal doskonałej ciemności, a rozdzielczość nie zachęcała do oglądania pełnometrażowych filmów HD. Raczej do seriali do obejrzenia w łóżku i puszczania dobranocki przed snem. Wszystko byłoby fajnie, gdy cena nie wynosiła blisko 1500 zł – to za dużo na projektor tylko do zabawy. Za niewiele więcej można kupić rozsądny projektor domowy, stacjonarny. Wówczas jednak przestawianie go jest kłopotliwe, wymaga zawsze gniazdka z prądem i dobrej podstawy, podczas gdy PicoPix daje się dowolnie ustawić na statywie fotograficznym. Postanowiłem zaczekać.
Teraz pojawiły się dwa modele projektorów PicoPix nowej generacji. Ich specyfikacja wygląda zupełnie inaczej. Jasność wzrosłą ponad trzykrotnie do 350 lumenów, a rozdzielczość dorosła do jednego z najpowszechniejszych standardów, czyli HD 1280 x 720p. Jeśli dodać do tego wbudowaną baterię, która pozwala na 3 godziny oglądania bez dostępu do prądu, robi się naprawdę ciekawie. Oczywiście projektor jest wykonany w technologii LED, która ma około dziesięciokrotnie większą żywotność niż tradycyjne lampy halogenowe – 30 000 godzin. Oznacza to, że z projektora można bez żalu korzystać na co dzień, nawet zamiennie względem telewizora, który gra w tle, gdy go nie oglądamy, a nie tylko na specjalne okazje projekcji najlepszych filmów.
Projektor posiada również wbudowany 3 watowy głośnik, który jest wystarczający do nagłośnienia sporego pomieszczenia i głośniejszy od większości laptopów. Oczywiście jego dźwięk nie będzie taki czysty i głęboki, jak w kolumnach kina domowego, ale na takie luksusy w warunkach mobilnych lub polowych rzadko można liczyć.
Budowa i wyposażenie
W pudełku z projektorem znalazło się etui do transportu projektora, kabel HDMI i zasilacz. W zestawie nie ma żadnego pilota.
Projektor posiada od góry czterokierunkowy przycisk, z OK po środku, oraz dodatkowy przycisk wstecz. Na lewym boku znajduje się przycisk zasilania i dioda informująca o stanie zasilania. Z prawej strony jest pokrętło regulujące ostrość. Z tyłu znajdziemy gniazdo mini HDMI, gniazdo zasilania, gniazdo USB i gniazdo słuchawkowe. Od spodu znajduje się standardowe gniazdo na statyw fotograficzny, co ułatwia ustawienie rzutnika w nietypowych warunkach tanim kosztem, zwłaszcza ułatwia rzucanie obrazu na sufit obok łóżka.
Obsługa w praktyce
Philips PicoPix PPX4835 to tańszy model, który pozbawiony jest systemu Android i wbudowanego odtwarzacza multimediów. Do działania potrzebuje zewnętrznego źródła obrazu, takiego jak laptop czy telefon – złącze HDMI jest kompatybilne z MHL, więc smartofny są obsługiwane bez problemu. Trochę szkoda, bo w tak małym mobilnym sprzęcie wbudowany odtwarzacz byłby bardzo wygodny, choć jeśli posiadamy odpowiedni telefon, z wyjściem obrazu, to problemu raczej nie ma.
Mocowanie na statywie fotograficznym jest super wygodne, jeśli potrzebujemy innej konfiguracji niż wyświetlanie ze stołu czy parapetu na pobliską ścianę. Statyw jest tani, zwykle jakiś już jest w domu i pozwala na bardzo szeroki zakres regulacji, zarówno wysokości, jak i nachylenia. Dobrze sprawdza się również mini statyw typu Gorilla Pod, który można gdzieś zaczepić, albo postawić na stole i mieć większą swobodę regulacji kąta nachylenia.
Menu urządzenia jest proste i przejrzyste. Przeglądanie funkcji wciskając krzyżak na górze urządzenia jest szybkie, ale jeśli rzutnik nie jest umocowany do statywu, może spowodować obrócenie projektora i przesunięcie obrazu. Brak pilota, czy obsługi myszki, jak potrafią to modele z systemem Android, jest odrobinę kłopotliwy, gdy akurat coś zmieniamy.
Największe zastrzeżenia mam do pokrętła regulacji ostrości – ma bardzo mały zakres regulacji. Pokrętło można obrócić nie więcej niż o połowę jego obwodu, jest malutkie i w tym zakresie mieści się ostrość obejmująca odległość mniejszą niż metr, do ponad 5 metrów. Właściwy punkt ostrości to zwykle znacznie delikatniejsze ruchy pokrętła niż o milimetr. Dodatkowo, podczas dłuższego oglądania, np. filmu pełnometrażowego, ostrość, czy to pod wpływem temperatury, czy wibracji wentylatora, potrafi się minimalnie sama przestawić i potrzebna jest korekta. To wszystko nie jest zbyt dokuczliwe, ale jednak większe pokrętło, działające z przyjemnym oporem, o szerszym zakresie regulacji, byłoby bardzo na miejscu.
Za to mobilność jest naprawdę rewelacyjna. Nie ma sytuacji, w której na taki projektor nie ma już miejsca w bagażu. Można go mieć zawsze przy sobie. Wbudowana bateria pozwala bez problemu obejrzeć pełnometrażowy film – nie jest się uwiązanym do gniazdek elektrycznych. Taka mobilność przydaje się nawet w obrębie mieszkania. Raz rzucamy obraz w salonie na całą ścianę, aby obejrzeć film, aby innym razem puścić na suficie bajkę na dobranoc dziecku. W zasadzie nie było u mnie pokoju, w którym projektor by nie zagościł.
Philips PicoPix PPX4835 wyjechał też ze mną na majówkę, na wieś, gdzie nigdy nie było nowoczesnego telewizora, a jedynie kaflowe piece. Po raz pierwszy oglądaliśmy rodziną filmy również tam. Sześcioletni syn, który bardzo lubi, gdy ktoś patrzy, co on robi na komputerze, gdy np. rysuje w ArtRage, albo buduje w Minecraft, miał dużo frajdy, gdy wszyscy mogli widzieć na projektorze co robił, bez konieczności zaglądania mu przez ramię na ekran laptopa.
Jakość obrazu
W stosunku do poprzedniego modelu o trzykrotnie mniejszej jasności i rozdzielczości WVGA (854 x 480), nowe modele dzieli przepaść. Starsze modele moim zdaniem nadawały się najwyżej do seriali w jakości SD, a filmów nie miałem ochoty na nich oglądać. Na Philips PicoPix PPX4835 obejrzałem kilka filmów w salonie, na największej ścianie, rzucając obraz z 5 metrów i to z przyjemnością. W starszym modelu to po prostu nie byłoby możliwe.
Oczywiście ciężko mówić o tym, aby projektor mieszczący się w kieszeni mógł zastąpić projektor stacjonarny do kina domowego, ale nie taka jest jego rola.
Rozdzielczość HD jest moim zdaniem w 90% przypadków wystarczająca, gdy oglądamy film, a nie dokument tekstowy, czy stronę WWW, gdzie wyższa rozdzielczość jest zawsze mile widziana. W przypadku filmów dużo większą radość daje „kinowość” całego doświadczenia, rozmiar obrazu, to, że wiele osób może zmieścić się przed ekranem, oraz brak wpływu kierunku patrzenia na jakość obrazu (kąty widzenia). Aby docenić rozdzielczość FHD trzeba mieć dobre warunki. To znaczy specjalny ekran, lub super gładką ścianę, pomalowaną specjalną farbą, a nie przypadkową białą ścianę, która nie jest ani równa, ani gładka. Z resztą u maniaków kontrastu i ostrości obrazu, projektor nigdy nie przebije dobrego telewizora.
Moim zdaniem w praktyce, częściej ważniejsza jest jasność. 100 lumenów wymaga doskonałego wyciemnienia w niemal każdym przypadku. 350 lumenów to już znacznie lepszy komfort. Przy wielkości obrazu rzędu 30 – 40 cali, można spokojnie oglądać film za dnia, bez zasłaniania okien, pod warunkiem, że światło z okna nie pada wprost na miejsce, w którym rzucamy obraz. W przypadku 100 lumenów obraz byłby całkowicie nieczytelny. Wieczorem, przy zasłoniętych roletach i zgaszonym świetle, ten mały projektorek radzi sobie całkiem dobrze nawet z odległości 5 metrów, wyświetlając obraz rzędu 150 cali. Jeśli widać jakieś niedostatki w kontraście, to tylko w najciemniejszych scenach, np. w nocy, gdy w kadrze praktycznie nie ma źródeł światła.
Projektor ma domyślnie włączaną funkcje optymalizacji obrazu. Za jej sprawą obraz wydaje się trochę jaśniejszy. Problem polega na tym, że gdy w ciemnym kadrze pojawia się jasny obiekt, np. kursor myszki, pasek odtwarzacza wideo, czy białe napisy, reszta obrazu na chwile się przyciemnia, żeby potem się rozjaśnić. Gdy oglądamy film, w którym większość akcji dzieje się w nocy np. Trollhunter z napisami, to mocno irytuje. Całe szczęście funkcje można wyłączyć w ustawieniach.
Podsumowując, choć Philips PicoPix PPX4835 nie będzie wystarczający dla maniaków jakości, to otwiera nowy rozdział dla projektorów mobilnych, które pozwalają pogodzić wiele zastosowań, od normalnego kina domowego (przy spełnieniu odpowiednich warunków), do bezproblemowego działania w terenie. Mając taki projektor do dyspozycji na stałe raczej nie zdecydowałbym się na zakup jego uzupełnienia.
Funkcje dodatkowe
Projektor może spełniać funkcję latarki, wówczas świeci po prostu białym światłem i nie wyłącza się (nie usypia). Może też spełniać rolę powerbanku i ładować urządzenia mobilne ze swojego prostu USB, korzystając z wbudowanej baterii 5200 mAh, czyli większość smartfonów na rynku jest w stanie naładować dwa razy. Prawdę mówiąc nie korzystałem z tych funkcji, bo nie widziałem takiej potrzeby.
Dużo atrakcyjniejszy wydaje mi się wyższy, droższy model z Androidem i wbudowanym WiFi, który pozwala odtwarzać filmy zarówno wprost z pamięci USB, jak i np. YouTube, czy NetFlix, jednak tego nie miałem okazji testować w przypadku nowszych modeli, jedynie starsze urządzenia o gorszych parametrach.
Podsumowanie
Podoba mi się idea przenośnego projektora, ze względu na jego elastyczność – w pewnym sensie zawsze mam przy sobie duży obraz i mogę do niego sięgnąć, gdy mam taką potrzebę. Przemawia to do mnie bardziej, niż projektor umocowany na stałe w jednym miejscu, jak telewizor. W końcu na tym zaleta projektora polega, że sam jest znacznie mniejszy, niż obraz który wyświetla. Poprzednia generacja projektorów PicoPix była dla mnie raczej ciekawostką i obietnicą na przyszłość. Obecna generacja, z testowanym Philips PicoPix PPX4835 na czele, zaczyna spełniać moje oczekiwania i wreszcie nadaje się do normalnego oglądania filmów, nie tylko w kinie plenerowym, ale także w salonie, w domu. Nie jest to jeszcze poziom projektorów stacjonarnych, ale jest już wystarczająco blisko, by dawać przyjemność z oglądania.
Jest to też rozwiązanie idealne dla tych, którzy nie mają pokoju kinowego, a sam projektor chcą wykorzystać elastycznie, zależnie do potrzeb, a to do grania, a to do projekcji filmów, a to do bajek przed snem, a to na wyjeździe i tak dalej. Philips PicoPix PPX4835 sprawdza się w takim wypadku idealnie, bo jego rozmiary i brak konieczności podłączenia zasilania, oraz możliwość rozstawienia na statywie, powodują, że można go przenosić z miejsc na miejsce, bez wysiłku.
Na większość drobnych wad można z łatwością przymknąć oko, nawet na to nieszczęsne pokrętło ostrości, czy brak pilota w zestawie. Problematyczna dla wielu będzie po prostu cena – 1999 zł za projektor HD o jasności 350 lumenów to wciąż sporo. Gdyby cena wynosiła bliżej tysiąca złotych, to taki projektor mógłby znaleźć miejsce w prawie każdym domu. Niestety projektory LED, do tego mobilne, są niestety raczej kosztowne i Philips PicoPix PPX4835 nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Decyzję czy warto pozostawiam wam. Wima natomiast na pewno, że na niższy model, o gorszej jasności i niższej rozdzielczości nie zdecydowałbym się na pewno.