
Ewolucja procesorów tekstu – od kartki papieru do tekstu elektronicznego
Od dłuższego czasu interesuje się minimalistycznymi edytorami tekstu. Kiedyś ktoś zwrócił mi uwagę, że to zawracanie głowy, a dobry tekst można napisać w każdym edytorze, reszta to tylko wymówki. Zgadzam się z tym, ale mimo wszystko popularność minimalistycznych edytorów tekstu rośnie coraz bardziej, a ja właśnie zakupiłem jeden z nich i zacząłem się zastanawiać nad istotą tych przemian.
Od papieru do strony internetowej
Większość procesorów tekstu jakie znamy powstała z myślą o zastąpieniu maszyny do pisania, a docelową formą wyrazu jest kartka papieru. Z początku niemal każdy gotowy dokument tekstowy był przeznaczony do druku, bo przesyłanie cyfrowych treści nie funkcjonowało na dużą skalę. Następnie obieg cyfrowych dokumentów przejął siłą przyzwyczajenia wiele z formy dokumentów papierowych, np. podział na strony, marginesy, sposoby formatowania tekstu. Wciąż rozsyłanych jest pełno dokumentów, czy to w formacie .docx, czy .pdf, które mają formę niemal identyczną z drukowaną, nawet jeżeli jedynym miejscem ich egzystencji jest załącznik w poczcie, czy miejsce na dysku w chmurze.
Warto zdać sobie sprawę z czym wiąże się tworzenie takiego klasycznego dokumentu. Użytkownik ma ustandaryzowaną przestrzeń w postaci kartki, najczęściej A4, a następnie zapełnia ją treścią, której nadaje określoną formę, która z kolei jest istotną częścią treści. Różne rodzaje dokumentów przybierają różne formy, takie jak list, podanie, pismo urzędowe. Czytelne, przejrzyste formatowanie jest niewątpliwie sztuką, zwłaszcza jeżeli odbiega od oklepanych form.
W pewnym sensie projektowanie układu treści na kartce można porównać do tworzenia strony WWW, która ma przyjąć wygląd najlepiej dopasowany do danego rodzaju treści, a procesor tekstu porównać do narzędzi ułatwiających budowanie stron, jak choćby Adobe Dreamweaver. Stąd każdy nowy dokument z myślą o druku miał wiele cech strony internetowej i pewne mechanizmy są ściśle powiązane, poza interaktywności oczywiście.
To z resztą odróżnia procesor tekstu, który zajmuje się również wizualną stroną tekstu, od edytora, który skupia się jedynie na treści.
CMS wypiera standardowe dokumenty
Co się zatem stało, że procesory tekstu, takie jak Microsoft Word, czy LibreOffice Writer tracą na rzecz minimalistycznych edytorów tekstu? Musiała zajść istotna przemiana w charakterze budowania i publikowania tworzonych treści.
Tą przeminą jest coraz bardziej przesunięty środek ciężkości w stronę publikowania treści w sieci, oraz dzielenie treści jako takiej, od jej formy, za sprawą popularyzacji CMS, takich jak WordPress, a w szerszym rozumieniu, również serwisów społecznościowych. Cytując za Wikipedią:
Podstawowym zadaniem platform CMS jest oddzielenie treści (zawartości informacyjnej serwisu) od wyglądu (sposobu jej prezentacji). Po wprowadzeniu nowych informacji przez uprawnionego redaktora system zapisuje je w bazie danych. Następnie system CMS generuje dynamicznie strony internetowe na podstawie treści pochodzącej z bazy danych oraz odpowiednich szablonów. Pozwala to na bardziej elastyczne a przede wszystkim wygodniejsze zarządzanie treścią niż ma to miejsce w przypadku zastosowania statycznych plików HTML.
Mówiąc w skrócie, tworząc treść coraz rzadziej tworzymy jednocześnie formę, choćby taką, jak miały papierowe dokumenty. Teraz treść wtłacza jest automatycznie w ramy motywu strony WWW, który przyporządkowuje odpowiedni krój fonta, jego rozmiar, wygląd akapitów, cytatów. Treść opublikowana na danej stronie prawdopodobnie wielokrotnie zmieni swój wygląd wraz ze zmianą motywu podpiętego do Wordpressa, który to motyw zmienia się w pogoni za ewolucją wyglądu stron WWW i dostosowaniem się do aktualnych trendów. Wreszcie dochodzi responsive design, który w locie dostosowuje wygląd treści do rodzaju i rozmiaru ekranu, a więc niemal każdy użytkownik może widzieć tą samą treść trochę inaczej. Nijak ma się to do sztywnych ram kartki papieru.
Z tego względu tworzenie treści zostało niemal całkowicie oderwane od projektowania jej wyglądu. Większość osób tworzących treść nie zajmuje się w ogóle tym, jak ona będzie wyglądała w sposób bezpośredni, przyjmując albo narzucone ramy danego serwisu, albo ograniczając się do jednorazowego wyboru motywu dla strony. Osoby samodzielnie tworzące i strony i jej treść, robią to zupełnie osobno, w różnych narzędziach, w różnym czasie. Ścisłe powiązanie między treścią i jej wyglądem znane z procesorów tekstu przestało mieć rację bytu.
Z tego prostego względu sięganie po rozbudowane narzędzie, którego większość funkcji dotyczy rzeczy zupełnie zbędnych nie ma uzasadnienia, zabierając przestrzeń na ekranie, a czasami również uwagę. Prosty edytor jest dziś po prostu znacznie częściej właściwym narzędziem do określonego zadania.
Gdzie leży wartość dodana minimalistycznego edytora tekstu?
Tym czasem nie jest łatwo znaleźć narzędzie idealnie pasujące do swoich przyzwyczajeń. Często okazuje się, że dany edytor nie oferuje narzędzi pozwalających ocenić jego wielkość, a jeśli ma taką funkcję, to najczęściej zliczającą słowa, bowiem taka miara jest najpowszechniej przyjęta u osób anglojęzycznych. Dla mnie podstawą i precyzyjniejszą miarą są znaki i nie będąc przyzwyczajony do miary w słowach, nie jestem w stanie w żaden sposób ocenić postępu swojej pracy.
Innym przykładem jest wklejanie niesformatowanego tekstu. Word posiada taką funkcję, ale jest kłopotliwa w użyciu, jeśli korzysta się z niej nagminnie. Osobiście najbardziej przyzwyczaiłem się do skrótu w przeglądarce Chrome, czyli Ctrl + Shift + V i on jest dla mnie najwygodniejszy. Korzystanie z notatnika zamiast skrótu klawiszowego wyraźnie utrudnia moją pracę i wydłuża czas konieczny do jej ukończenia.
Ostatnią kwestią jest podestowe formatowanie. Większość funkcji procesora tekstu jest zbędna, ale śródtytuły, cytaty, wypunktowania, pogrubienia wciąż są przydatne i mają swoje odpowiedniki w niemal każdym CMS’ie. Tym lepiej jeśli formatowanie daje się przenieść wprost do CMS, bez konieczności korekty, bez dodatkowych śmieci umieszczonych w niewidocznym dla czytelnika kodzie. No i obsługa Markdown jest mile widziana.
Nie bez znaczenia jest również sprawdzanie pisowni. Jeśli autor minimalistycznego edytora próbuje wdrażać własne mechanizmy, to najczęściej sprawdzanie pisowni albo nie działa jak powinno, albo nie obsługuje większości języków. Osobiście preferuje sprawdzanie pisowni zaimplementowane w przeglądarki, bowiem do niego jestem najbardziej przyzwyczajony.
And the winner is…
Testowałem naprawdę dziesiątki prostych edytorów, a moja motywacja jest dość oczywista – najwięcej czasu spędzam właśnie pisząc i niewielkie drobiazgi, chociaż nie uniemożliwiają pisania, czynią je mniej przyjemnym i mniej produktywnym.
Minimalistyczny edytor tekstu (tzw. distraction free), który spełnia wszystkie moje wymagania to Calmly Writer, który poznałem dzięki Grzegorzowi Ułanowi i jego artykułowi na AntyWeb. Ta płatna aplikacja ze sklepu Chrome jest naprawdę rewelacyjna i trafia w dziesiątkę, jeżeli chodzi o moje potrzeby. Zainspirowała mnie do zastanowienia się nad genezą popularności minimalistycznych edytorów i oto jestem. Pierwszy artykuł napisany w Calmly Writer właśnie dobiegł końca. To była czysta przyjemność. Kudos dla Grzegorza za odkrycie tego narzędzia.