Lajki i udostępnienia – waluta internetu. Czy proszenie o nie to żebractwo?

Dla wielu twórców, którzy udostępniają swoją twórczość w internecie, kliknięcie „Lubię to!”, dodanie +1, czy udostępnienie to jedyna „zapłata” i korzyść na jaką mogą liczyć – pomoc w promocji bloga, kanału na YouTube, strony internetowej. Jest w okół tego tematu sporo kontrowersji. Zwykle nie lubimy, gdy ktoś wprost doprasza się o udostępnienia i lajki. Z drugiej strony zapominamy o tym, żeby zalajkować materiał, który faktycznie przypadł nam do gustu. Wreszcie jest jeszcze kwestia blokad typu PayPerTwitt.

Lajki jedyną (powszechną) walutą

Internet przyzwyczaił nas do tego, że informacja jest dostępna za darmo. Wprowadzenie paywalla czy dobrowolnej darowizny w większości przypadków się nie przyjmuje. Chociaż sam zdecydowanie doceniam łatwy dostęp do wielu treści, chciałbym aby z czasem sytuacja uległa drobnej zmianie. Nawet zapłacenie złotówki na miesiąc przez każdego czytelnika pozwoliłoby utrzymać się z prowadzenia bloga, strony czy innego rodzaju aktywności, również po zrezygnowaniu z reklam. Złotówka na miesiąc to nie majątek, to mniej niż jakiekolwiek medium nieinternetowe… ale to temat na osobny wpis.

Tym czasem jedyny powszechny sposób na wspieranie swoich ulubionych twórców to pomoc w promowaniu ich treści. Udostępnianie jej znajomym, wrzucanie na ścianę, klikanie lubię to, co podnosi pozycję w mechanizmach typu edgerank. Zwykle klikniecie +1 przy poście, który przeczytałem z zainteresowaniem to naprawdę minimalna bariera do pokonania, często mniej niż sekunda. Udostępnienie to dodatkowo kilka sekund na napisanie komentarza. Naprawdę niewiele. A mimo wszystko nie robimy tego zbyt często. Skąd to wiem?

Jako osoba pisząca w sieci doskonale zdaje sobie sprawę, że kliknięcie lajka nie boli, nie zajmuje dużo czasu, a osobie, która stworzyła content robi to różnicę. Staram się o tym pamiętać. Jak trafię na coś interesującego, przypominam sobie o kliknięciu „łapki w górę”. Zwykle. Bardzo często zdarza mi się jednak o tym zapomnieć. Obejrzałem fajny film na YouTube, który mnie rozśmieszył, albo autentycznie zaciekawił. Widzę, że materiał był przygotowany starannie. A mimo to po obejrzeniu zamykam kartę w przeglądarce i już nie pamiętam o sprawie. Jedyne co po sobie pozostawiłem to odsłonę i tyle. Mogę się tylko domyślać jak często zapominają o tym ludzie, którzy nie tworzą nic na potrzeby sieci i zwyczajnie nie zdają sobie sprawy, że mechanizm polecania ma jakąkolwiek wartość.

DSC00475

Przypominanie o lajkowaniu to nie żebractwo

Dlatego twórcy często wypracowują sobie różne metody przypominania o tym mechanizmie tak, aby jednocześnie nie irytować swoich widzów czy czytelników. Na kanałach YouTube często z potykam się formułkami typu: „Jeśli podobał Ci się ten materiał, kliknij łapkę w górę, jeśli nie, łapkę w dół, tak czy inaczej mi pomożesz” lub prostsze i krótsze „Link do tego o czym mówię umieszczę tuż poniżej przycisku Fajne”.

Nie jest to jednak żebractwo, które często można spotkać u „social media ninja”, którzy muszą wykręcić określone wyniki na fanpage’u. Nie jest to to zagranie w stylu „zgadzasz się – lajk, nie zgadzasz – komentarz”. My naprawdę zapominamy o tym, aby wyrazić swoje uznanie dla autora, którego materiał nam się autentycznie podobał. Usiądź na chwilę i zastanów się jakie filmy i artykuły w sieci spodobały Ci się w ostatnich dniach i przy ilu z nich wyraziłeś to w jakikolwiek sposób, chociażby przez zwykłe kliknięcie lubię to. Sam czasem zachowuję się tak, jakby kliknięcie lajka było zarezerwowane dla najbardziej szczególnych sytuacji, co najmniej jakby każdy lajk kosztował mnie 5 złotych. Jak tylko zdam sobie z tego sprawę szczodrze rozdaje polubienia do czasu, aż znowu o tym zapomnę. Nie dziwie się więc twórcom, którzy przypominają, że w ogóle jest jakakolwiek forma wyrażenia uznania, która nic nie kosztuje, a jednak pomaga.

Mimo to Pay per Tweet nie akceptuję

Pay per Tweet to specyficzna forma paywalla, który blokuje dostęp do treści, jednak zamiast płacić za dostęp do treści kartą kredytową czy PayPalem płacimy lajkiem czy twittem, czyli teoretycznie czymś co samo w sobie nie ma wartości. Pomysł stojący u fundamentu Pay per Tweet jest prosty – większość zapomni polubić materiał, nawet jak faktycznie im się spodoba. Dlatego każmy go polubić od razu i tym sposobem unikniemy zapominalskich. Rozumiem koncepcję, jednak nie akceptuję tego rozwiązania, chociaż perspektywa wyeliminowania zapominalskich jest kusząca.

DSC00483

Po pierwsze Pay per Tweet każe mi udostępniać materiał zanim się z nim zapoznam. Nie wiem więc co udostępniam, ale polecając coś, biorę za to pewną odpowiedzialność. Już ten fakt wystarczy aby to rozwiązanie skreślić, ale na tym nie koniec. Zwykle takie udostępnienia są w pewnym sensie niższej jakości, bo nie wiadomo nawet co napisać w udostępnieniu o materiale, którego się jeszcze nie widziało. Dlatego zamiast merytorycznego komentarza można doczekać się najwyżej „Ciekawe…”, co niespecjalnie zachęca innych do odwiedzenia linka.

Dlatego unikam wszelkich treści, które muszę z góry opłacić lajkiem. Nie dlatego, że w ten sposób chce ukarać twórcę za nadmierną chciwość – ciężko nazwać chciwością żądanie kliknięcia guziczka w zamian za wiele godzin, a czasem dni, ciężkiej pracy nad przygotowaniem materiału. Po prostu polubienie czegoś przed przeczytaniem stawia mnie w niezręcznej sytuacji. Zdecydowanie wolę, żeby twórca przypominał mi na każdym kroku, że mogę wyrazić swoje uznanie na rożne sposoby, niż aby stawiał mnie przed wyborem, albo udostępniam z góry, albo nie czytam/oglądam materiału.

Udostępniajmy i lajkujmy dobre materiały, to nic nie kosztuje

Sam muszę sobie o tym przypominać, dlatego nie miej mi za złe, że przypominam i Tobie. Udostępniajmy rzeczy, które nam się podobały z tego czy innego względu. Bez względu czy chodzi o blog, kanał wideo czy cokolwiek innego. A jeśli naprawdę cenisz czyjąś twórczość, napisz mu o tym w komentarzu. Z pewnością zmobilizujesz go tym do tworzenia jeszcze lepszych treści. Dopóki nie powstanie jakiś sprawdzony model bardziej wymiernego wyrażania swojego uznania, które można bezpośrednio przemienić w chleb, dopóki nie zmieni się świadomość na szerszą skalę, to jest jedna rzecz, która może pomoc, aby dobre treści znalazły swoje miejsce w internecie. Bo udostępnianie i lajkowanie zdjęć kotów, czy różnych wpadek (faili) się nie obawiam – one dadzą sobie radę bez problemu ;)