
Dlaczego wybrałem Sony RX10 jako swój prywatny aparat?
Od dłuższego czasu przymierzałem się do zakupu prywatnego aparatu fotograficznego. To po części motywowało mnie do kolejnych recenzji foto – poznanie kolejnych sprzętów i sprecyzowanie swoich potrzeb na bazie doświadczenia. Najchętniej zdecydowałbym się na RX1 lub RX1R, ale to jednak wydatek poza moim zasięgiem. Drugi w kolejności miała być aparat Sony a6000, ale zanim doczekałem możliwości jego zrecenzowania (a6000 trafił dziś w moje ręce) zdecydowałem się na zakup Sony RX10. Ale jak to? Od pełnej klatki w RX1 przeskoczyłem płynnie do matrycy w zasadzie z kompaktu, mniejszej od APS-C? Ano taka decyzja zapadła i w tym wpisie chciałem się z wami podzielić przemyśleniami, które mnie do tego doprowadziły.
Ci, którzy czytali moją recenzję Sony RX10 na AntyWeb wiedzą, że miałem dość poważne zastrzeżenia co do tego aparatu. Na ich czele był elektroniczny, dość powolny zoom, później wysoka cena jak na aparat z niewymienną optyką i stosunkowo niewielką matrycą. Zmiana tym bardziej radykalna po RX1, który miał pełnoklatkową matrycę i stałą ogniskową. Ponieważ RX1 jest poza moim zasięgiem, najpoważniej rozważałem a6000, następcę NEX-6. Decyzję miałem podjęć po testach a6000, ale zamiast tego sięgnąłem po RX10. Wpłynęło na to kilka istotnych czynników.
Obiektyw
To ogromna wartość dodana w przypadku RX10 i największa część jego ceny podczas produkcji. To, że jego obiektyw jest wyjątkowy wiedziałem od samego początku, ale nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak bardzo trudno zreplikować równie dobry efekt w przypadku szkła do korpusu z wymienną optyką. Nie mówię nawet o pokryciu ogniskowych w jednym obiektywie, bo to po prostu niemożliwe, ale o samej jakości optycznej, objawiającej się ostrością oraz brakiem aberracji chromatycznej. Uświadomiłem sobie to podczas wyjścia ze swoją starą lustrzanką z obiektywem Canon 85/1.8. Zostawmy na boku lustrzankę, która nie przystaje swoimi możliwościami do dzisiejszych aparatów, bo jest sprzed 5 lat. Chodzi mi o sam obiektyw, który z założenia starzeje się znacznie wolniej. Dotąd uważałem go za bardzo dobry obiektyw. Nie był drogi, ale po pierwsze to stałka, po drugie, nie jest bardzo jasna (jest znacznie droższa wersja 1.2), po trzecie, podobno Canon stosuje ją jako szkło referencyjne przy regulacji ostrości w korpusie.
Tym czasem, gdy porównałem efekty, okazało się, że szkło wypada po prostu blado. Aberracja chromatyczna jest naprawdę duża, co widać na zdjęciu z kostką brukową, która niemal cała zrobiła się filetowa. To dziwne, bo ten efekt pojawia się tym chętniej, im szkło jest jaśniejsze, a ten model jest najwyżej przeciętnie jasny. Ostrość też nie powala na kolana. Oczywiście, są dobrej jakości obiektywy do niemal każdego sytemu z wymienną optyką, ale kosztują krocie. Chcąc mieć dwa obiektywy wysokiej klasy mógłbym spokojnie kupić RX1, na który mnie przecież nie stać. Ten problem dotyczy niemal każdego sprzętu z wymienną optyką, ale szczególnie lustrzanek i serii Alpha 7/7R. Zakup aparatu jako takiego to mniejszy wydatek niż optyka – zawsze tak było, ale moje wymagania co do obiektywów wzrosły po testach kilku świetnych szkieł.
W aparatach, w których wydatek na obiektywy jest mniejszy dochodzi konieczność podzielenia zakresu ogniskowych na kilka osobnych szkieł, wyboru odpowiednich obiektywów, a następnie noszenia ich ze sobą, lub decydowania które na danym wyjściu będą potrzebne. Nie zrozumcie mnie źle, wymienna optyka to zaleta, a nie wada i to zdecydowanie. Ale po jakimś czasie od recenzji RX10 oczarowała mnie wygoda i jakość tego co oferuje obiektyw tego apartu. Po prostu spełnia moje oczekiwania – pokrywa cały zakres ogniskowych dla mnie istotny, w całym zakresie jest nieprawdopodobnie ostry i pozbawiony aberracji. Jest co prawda ciemniejszy niż dobra stałka, oferuje również znacznie większą głębię ostrości, ale bardzo skuteczna stabilizacja optyczna oraz stała jasność w pełnym zakresie rekompensuje pierwszą wadę, a głębia ostrości może być zdecydowanie bardzo mała (co widać po niektórych wstawionych tu zdjęciach), tylko oczywiście trzeba spełnić dodatkowe warunki i fotografować na większej ogniskowej (po przeliczeniu na 35 mm) niż byłoby to konieczne w przypadku większej matrycy.
Tak więc cieszę się, że po zakupie aparatu nie muszę psuć sobie przyjemności z jego posiadania, myśląc o tym, kiedy będzie mnie stać na zakup obiektywu za 4 – 5 tysięcy, a potem drugiego, lecz po prostu mogę robić zdjęcia, mając od razu jeden z najlepszych obiektywów na rynku pokrywający 98% moich potrzeb.
Obsługa i budowa
To drugi istotny dla mnie powód. Fotografuje dla przyjemności. Proces robienia zdjęć ma być dla mnie przyjemnością, a więc musi być angażujący. RX1 bardzo przyzwyczaił mnie do korzystania z pokrętła korekcji ekspozycji, jak również z pierścienia przysłony, który obecnie spotykany jest rzadko, nawet w obiektywach lustrzanek. Dla kogoś, dla kogo liczy się tylko finalny efekt, regulacja przysłony pokrętłem nie zrobi większej różnicy, jednak dla mnie różnica, chociaż nie decydująca, jest istotna.
Jakość wykonania RX10 przypomina RX1 i przewyższa zdecydowaną większość aparatów na rynku. Jest pierścień przysłony, jest pokrętło korekcji ekspozycji, jest nawet górny ekranik ciekłokrystaliczny i spust migawki z gwintem na mechaniczny wężyk spustowy. Aparat rewelacyjnie leży w ręku i jedynym problemem jest tutaj elektronicznie sterowany zoom. Pokrętło do ustawienia powiększenia jest dla mnie zupełnie nieakceptowalne i zamiast niego korzystam z dźwigni obok spustu migawki, za to sprawdza się wystarczająco dobrze podczas ustawiania ostrości. Korpus jest dodatkowo uszczelniany. Mówiąc krótko, fotografując wszystko mam pod ręką, a elektroniczny zoom nauczyłem się akceptować i przestał mi przeszkadzać.
Jakość wideo
Niedawno urodził się w mojej głowie plan, aby spróbować swoich sił w tworzeniu wideo, nie tylko pod kątem sporadycznych eksperymentów i uzupełnień recenzji tekstowych, ale również jako samodzielne, pełnowartościowe produkcje. Na tym etapie nie jestem w stanie przewidzieć czy ten kierunek stanie się istotną częścią mojej obecności w sieci, ale mam nadzieję, że jest na to szansa. Tutaj RX10 praktycznie nie ma konkurencji, pomijając rozwiązania za cenę wielokrotnie przewyższające cenowo praktycznie każdy aparat konsumencki. RX10 zczytuje informacje z pełnej matrycy, bez pomijania linii, korzystając z rozdzielczości 5K, posiada skuteczną stabilizację, możliwość bezstopniowego regulowania przysłony, wejście na mikrofon i wyjście na słuchawki. Uzupełniony o dodatkowy mikrofon bądź rejestrator audio zaspokoi moje potrzeby wideo tak długo, dopóki 1080p nie spadnie do rangi dzisiejszego 480p czyli do czasów „bańkowcyh telewizorów”. Podczas nagrywania wideo sterowany elektronicznie zoom pokazuje swoja lepszą stronę, umożliwiając płynne działanie. Większość aparatów jakie miałem w rękach nie miały nawet jednej trzeciej możliwości wideo, co Sony RX10.
Nie obyło się bez kompromisów, choć nie są dla mnie kluczowego znaczenia
Jeśli miałbym wymienić dwie najważniejsze rzeczy, z którymi musiałem się pogodzić decydując się na RX10, to większe szumy na wyższych czułościach oraz dość spory rozmiar i waga. Matryca nie ma szans z APS-C, o pełnej klatce nie wspominając, jeżeli chodzi o zdjęcia wykonywane z ręki w nocy. Nie licząc zdjęć testowych, nie są to warunki, w których fotografuje często. W świetle dnia jakość zdjęć z RX10 nie ustępuje większym matrycom. Najbardziej sam siebie zaskoczyłem decydując się na większy rozmiar aparatu. Wielkość była dla mnie dotąd priorytetowa. W porównaniu do lustrzanki, zmieściłem aparat w torbie o połowie mniejszej, nie musząc zabierać drugiego obiektywu czy innych akcesoriów. Wciąż nie ma szans, aby RX10 zmieścić w kieszeni, choćby nawet kurtki. Cóż, mówi się trudno. Na razie możliwości i obiektyw mi ten problem rekompensują. Zobaczymy co powiem za rok, czy aparat nie zalegnie na półce. Na razie się na to nie zapowiada.
Prawdziwy test dopiero nadchodzi
Chodzi mi zarówno o długoterminowe korzystanie z aparatu, jak i porównanie z Sony a6000, który właśnie trzymam w rękach. Jakby nie patrzeć, a6000 ma dużo większą matrycę i jest też znacznie mniejszy i lżejszy. Powinien mieć również znacznie szybszy autofokus. Za dwa tygodnie pojawi się moja recenzja a6000 na AntyWeb i wówczas będę już wiedział, czy nie pospieszyłem się z zakupem i czy RX10 obronił swoje dobre imię, głównie za sprawą obiektywu i lepszej ergonomii. Tym czasem kończę i lecę porobić jakieś zdjęcia. :)