
Po prawie rocznej przerwie wyjąłem swoją lustrzankę. Oto co o niej teraz myślę
Po maratonie testowania najróżniejszych aparatów, które na nowo rozbudziły mój apetyt fotograficzny nastąpiła przerwa. Odpoczynek zdecydowanie jest mi potrzebny przed kolejną recenzją foto. Za to odpoczynku od robienia zdjęć nie potrzebuję. Z tego powodu wychodząc na krótki spacer postanowiłem zabrać swoją leciwą już lustrzankę i przypomnieć sobie jak się nią fotografuje w kontekście doświadczeń z całym szeregiem nowych aparatów. Oto przemyślenia, które mi się nasuwają.
Mówiąc najkrócej, lustrzanką fotografowało mi się lepiej, niż się spodziewałem, zanim wziąłem ją do ręki, ale efekty były gorsze, niż podpowiadał mi umiarkowany entuzjazm podczas robienia zdjęć i zerkania na wyświetlacz aparatu. Uczucia mam więc mieszane. Należy tutaj podkreślić, że porównuję szereg najnowszych aparatów, często droższych od mojej lustrzanki w czasach, gdy była nowa, podczas gdy ma już 6 lat. Z założenia nie jest więc to porównanie uczciwe, mające na celu zestawić dzisiejsze lustrzanki do dzisiejszych bezlusterkowców. To bardziej odczucie, którego można spodziewać się po przesiadce ze starej lustrzanki na nowy bezlusterkowiec i z lustrzanki w dużym uogólnieniu, na bezlusterkowiec w dużym uogólnieniu.
- Ustawianie ostrości w lustrzance jest naprawdę szybkie, co nie znaczy, że zawsze trafia w punkt, zwłaszcza w amatorskich korpusach.
- Zdjęcia z Canona 450D są bardzo neutralne. Jak na dzisiejsze standardy, zbyt neutralne, mało nasycone i kontrastowe. Wymaga to narzucenia dodatkowej korekty przy wywoływaniu plików RAW. Dzisiejsze aparaty przyzwyczaiły nas do bardziej kolorowych i kontrastowych obrazów.
- Fotografowanie tylko przez wizjer optyczny skazuje fotografa na intensywną gimnastykę podczas niestandardowych ujęć.
- Brak podglądu docelowej ekspozycji i balansu bieli na wyświetlaczu podczas kadrowania wymaga więcej obycia od fotografa. To oczywiste, ale zapomniałem już jak bardzo rozpieścił mnie podgląd na ekranie bezlusterkowców.
- Lustrzanka jest naprawdę duża i ciężka, ale satysfakcja fotografowania potrafi tą niedogodność zrównoważyć – czasami.
- Brak konieczności pamiętania o wyłączaniu aparatu pomiędzy zdjęciami jest bardzo wygodny
- Mój obiektyw Canon 85 mm F/1.8, który miałem za rewelacyjny zbladł trochę w moich oczach w porównaniu do niektórych testowych sprzętów, zwłaszcza obiektywu w Sony RX10 i Panasonic 42,5 mm F/1.2. Szybkość i rozmycie tła są na bardzo fajnym poziomie, ale zaskakująco słabo radzi sobie pod światło, co skutkuje, miedzy innymi, mocną aberracją chromatyczną, raz fioletową, raz zieloną. Widać to nawet na kostce brukowej. Tym większe wrażenie robią na mnie teraz wspomniane obiektyw.
- 85 mm po cropie to naprawdę za dużo do wielu ujęć – 136 mm to już prawdziwe tele.
- Równie wygodne co odchylany wyświetlacz jest automatycznie dobieranie ISO, które użytkownik może dodatkowo konfigurować, np. w jakim zakresie ma funkcjonować. Tego mi w wiekowej lustrzance brakuje.
- Sam fakt, że w moim aparacie ISO kończy się na 1600, a w dzisiejszych aparatach sięga do 25600, czasem do 51200, a nawet 102400 pokazuje różnice, jaka zaszła przez ostatnie 6 lat
Żadne z tych przemyśleń nie jest szczególnie odkrywcze, ale zaskoczyło mnie to, że pomimo zadawania sobie sprawy z tych rzeczy w mniejszym bądź większym stopniu, nie doceniałem do końca jak bardzo wpływają one na sposób w jaki fotografuję. Oczywiście złej baletnicy i tak dalej, w końcu zdjęcia zrobiłem. Mimo to jestem pewien, że zdecydowanie wolę to co oferują dzisiejsze bezlusterkowce, niż lustrzanki, zwłaszcza te bardziej wiekowe.