
Prank czyli psikus – na ile można sobie pozwolić?
Jedne z popularniejszych kanałów na YouTube zajmują się nagrywaniem psikusów. Niestety to staromodne słowo nie pasuje do nowego rozumienia na czym polega zrobienie komuś psikusa, bo ciężko nazwać psikusem gonienie przypadkowych przechodniów z piłą mechaniczną. Dlatego będę jednak używał anglojęzycznego określenia prank, bo to co nie raz widzę, mrozi mi krew w żyłach i zastanawiam sie kiedy dojdzie do tragedii.
To nie jest tak, że nie lubię oglądać pranków. Zwłaszcza jeżeli są pomysłowe, ogląda się je naprawdę fajnie. Sam pomysł bywa nie raz zabawny i dodatkowo potęgowany jest przez zabawne reakcje przechodniów. To taka nowa, współczesna wersja ukrytej kamery. Może nie jest to rozrywka najwyższych lotów, jednak umiem ją docenić i sam subskrybuje kilka kanałów, które zajmują się nagrywaniem takich filmów. Zabawne jest ziewanie na pokaz w miejscu publicznym i obserwowanie jak ziewaniem zarażają się osoby postronne. Czasami zabawne są różne gry słowne, kiedy oferują coś przechodniom, co okazuje się czymś zupełnie innym. Raz na kilka tysięcy trafia się idealna „ofiara”, która czyni taki eksperyment społeczny naprawdę wyjątkowy, jak choćby ten poniżej. Dlatego nie zamierzam negować robienia pranków na obcych ludziach.
Prawdopodobnie, gdy osoba chcąca wprowadzić psikusa w życie ma do czynienia ze swoimi znajomymi, może pozwolić sobie na więcej. W końcu znają się nawzajem, wiedzą na ile mogą sobie pozwolić, co zostanie wybaczone, a co nie. I tutaj zdarzają się chamskie zagrywki, ale jeśli ktoś przegnie za bardzo, znajomy da mu to jasno do zrozumienia, w skrajnym przypadku zmieniając towarzystwo w którym się obraca.
Są jednak przypadki, żartów, w których włos jeży mi się na głowie. Chodzi o straszenie przypadkowych osób, jednak sposób straszenia odgrywa tutaj istotną rolę. Można straszyć poruszając nagle czymś, czego nikt nie podejrzewa o poruszanie się, np. sztucznym bałwanem. To raczej prymitywne i w większości przypadków nudne, ale mieści się raczej w normie społecznej. Nie mogę tego jednak powiedzieć o symulowaniu morderstwa i filmowaniu reakcji przechodniów. Oczywiste dla mnie jest, że wystawianie na taki stres przypadkowych osób jest nieetyczne. Nie ma też pewności, że wszystkie zostają po fakcie poinformowane, że brały udział w mistyfikacji.
Mnie przede wszystkim chodzi o możliwe konsekwencje, jakie mogą wyniknąć z symulowania prawdziwej strzelaniny, prawdziwych tortur czy gonienia przechodniów w masce z piłą mechaniczną. Pierwszą z nich może być zrobienie sobie krzywdy przez uciekająca osobę. Może to oznaczać złamanie nogi podczas ucieczki, wpadniecie pod samochód czy atak serca wywołany stresem. Naprawdę głupio i nieodpowiedzialnie jest straszyć ludzi na serio i brać na siebie takie ryzyko.
Jest natomiast jeszcze jedna kategoria możliwych konsekwencji – ktoś stanowczo zareaguje, broniąc siebie i innych przechodniów. Kiedy masz poczucie, że walczysz o swoje życie, budzą się instynkty, których nie da się w pełni kontrolować. Oczywiście kolesie od kamery stoją w pogotowiu, żeby nadbiec z okrzykiem „to tylko żart”. Mogą jednak nie zdążyć. Co jednak istotniejsze, nie da się przejść z trybu „walczę o życie” do żarcików, tak jak się zapala i gasi światło. Zwykle normalny człowiek, który na chwilę pozbył się swoich hamulców, będzie roztrzęsiony i będzie miał w głębokim poważaniu czy to żart czy nie. Widać to na końcu tego filmu od 2:34, nawet jeżeli to było ustawione i był to podstawiony aktor, obrazuje o co mi chodzi. Zapewne znalazłbym lepsze i bardziej drastyczne przykłady, ale szkoda mi na to czasu.
Jeszcze bardziej wkurzam się gdy widzę, że dupki od takiego „żartu” zaczynają się śmiać z takiej reakcji, lub są autentycznie zdziwieni, że ktoś jest na nich realnie wykurzony i chciałby ich pobić. Czego się spodziewali? Nic bardziej nie irytuje mnie jak puste stwierdzenie, że to był tylko żart. Tak jakby poinformowanie o tym usprawiedliwiało każdą, najgłupszą rzecz. Wszystko ma swoje granice i po jej przekroczeniu powiedzenie „to tylko żart” może zwyczajnie nie wystarczyć. Chciałbym, aby to do tych żartownisiów wreszcie dotarło.
Co również nie oznacza, że każde oburzenie przypadkowej osoby na ulicy jest słuszne. Ciężko o lepszy przykład palanta, niż właściciel Ferrari, który wkurzył się, że polali mu samochód wodą z butelki i argumentuje, że mógłby kupić żartownisia razem z jego rodziną. To przykład przegięcia w przeciwnym kierunku. Na dodatek właściciel drogiego samochodu stanął na miejscu dla inwalidów, chociaż nie miał do tego prawa. Nie mam nic przeciwko piętnowaniu takich zachowań.
Mówiąc krótko, wkurza mnie gdy dla odsłon filmu twórcy żartów posuwają się za daleko, uznając, że na wszystko mogą sobie pozwolić, jeśli tylko po wszystkim wykrzyczą, że to jest żart. Z drugiej strony samemu też należy zachować dystans i nie przesadzać ze sztywnością reakcji, bo można wyjść na takiego palanta, jak gość od Ferrari. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Nawet z żartami można przesadzić.
Obraz z nagłówka jest zrzutem ekranu z drugiego filmu umieszczonego w tekście.